Jak być dobrą złą kobietą
Zaczęło się niewinnie.
Od pozdrowień. Okazało się, że koleżanka z mojej nowej pracy zna kogoś z kimś kiedyś łączyło mnie łóżko. Pomógł mi swego czasu otrząsnąć się po długim, toksycznym związku. Kiedy zaczęłam się w nim zakochiwać okazało się, że niewiele różni się od byłego więc szybko wyparłam się tego uczucia i spotykałam się z nim czasami na sex, który był całkiem dobry. Później wyjechał a ja poznałam mojego obecnego partnera. Partnera, który zaimponował mi swoją pokorą, spokojem i dobrocią. Więc był zupełnym przeciwieństwem tego z czym miałam do czynienia w zasadzie od 18 roku życia. Chociaż fizycznie nie był w moim typie to pokochałam to jakim jest człowiekiem. Po roku znajomości zamieszkaliśmy razem w nowym dla mnie mieście. Dużym mieście. Bywało różnie, sprawy łóżkowe mocno kulały, ale brałam hormony więc rzadki seks w ogóle mi nie przeszkadzał. Po kilku latach, kupiliśmy mieszkanie w moim rodzinnym, niedużym miasteczku. Szybko znalazłam pracę i to właśnie w niej miałam koleżankę, która pozdrowiła moją byłą, niedoszłą miłość.
Odzdrowił mnie osobiście wysyłając SMS.
Pamiętam to cudowne uczucie, które tak ciężko opisać słowami. Zaczęliśmy pisać, w końcu zaproponował spotkanie. Niewinne. U niego. I było niewinnie. Przyjechałam wieczorem gdy mój partner była na jakimś wyjeździe służbowym. Wypiliśmy kawę, pogadaliśmy i tylko na koniec mnie pocałował. Był wówczas w jakimś mało zobowiązującym związku, a mnie to kompletnie nie przeszkadzało. W końcu sama byłam w związku.
Kolejne nasze spotkanie już nie było niewinne. Był seks, jakiego nie uprawiałam nigdy ze swoim partnerem. Było ostro, namiętnie. A ja kompletnie wyzbyta jakichkolwiek zahamowań dałam się ponieść pragnieniu bycia kobietą pożądaną, pożeraną wzrokiem, dotykiem, słowem. Przestałam w międzyczasie brać hormony więc moje libido poszybowało bardzo wysoko. Naprawdę bardzo wysoko. Trochę ryzykowałam, ale to było piekielnie nęcące. Tak, ryzyko mnie podnieca.
Mówił mi wtedy, że bardzo żałuję, że wtedy wyjechał, że pewnie gdyby został dziś bylibyśmy szczęśliwy małżeństwem. Nie odpowiadałam, bo cóż miałam mu odpowiedzieć. Nie odwzajemniałam tych uczuć ani teraz ani wtedy. Ta znajomość trwała jakiś czas, spotykaliśmy się rzadko, ale były to spotkania bardzo namiętne. Podczas któregoś ze spotkań wyznał mi miłość, zaproponował wspólne życie. To spowodowało, że musiałam uciąć z nim kontakt. Zrobiłam to w dość drastyczny sposób, blokując do siebie wszelkie drogi kontaktu. Nie był to strach z mojej strony, po prostu wiedziałam, że to się nie uda. Nie z nim.
Ale zasmakowałam tej niebagatelnej rozkoszy i to chyba spowodowało, że postanowiłam kilka miesięcy później, gdy brak seksu w związku powodował u mnie frustrację, a zabawki nie dawały dużej satysfakcji, założyć sobie konto na jednym z portali randkowych o dość dwuznacznej genezie. Ale o tym w kolejnym wpisie.
Dodaj komentarz