Jak być dobrą złą kobietą
Był maj 2018 roku.
To wtedy założyłam dość klarowny profil na Tinderze. Opis był treściwy, wyjaśniłam po co na nim jestem. I bynajmniej nie było to poszukiwanie miłości. Już wtedy w nią nie wierzyłam. Nie wierzyłam, że jestem do niej zdolna. Ja, która już raz dopuściłam się zdrady. Ja która byłam zdradzana będąc w toksycznym, długoletnim związku więc tą zdradą gardziłam, dopóki dopóty sama się jej nie dopuściłam.
Tinder ma ten plus, że sama wybierałam obiekty, które mnie interesowały, a jeśli i mój profil przypadł komuś do gustu, a tu nieskromnie powiem, że przypadał każdemu kogo wybrałam łączyło nas w pary. Oczywiście nie jest tak, że leciałam na każdego typa, który okazał mi swoją atencje. Nie. Jako sapioseksualna hedonistka musiał najpierw doprowadzić mój mózg do orgazmu. Ciało było na drugim miejscu. Wodniczki już tak mają, że nasza największą sferą erogenną jest mózg. Nie pamiętam imienia pierwszego interesującego faceta jakiego tam poznałam. Ale pamiętam, że był fetyszystą stóp. Rozmawiało, a w zasadzie pisało nam się naprawdę dobrze, lekko, bez skrępowania. I nie spieszyliśmy się ze spotkaniem. W końcu on był żonaty, a i ja nie byłam wolna. Po jakimś czasie spotkanie w umówionym miejscu. Przesiadam się do jego auta, jedziemy w ustronne miejsce. Jest dziwnie, już nie tak lekko jak podczas rozmów pisanych. Widzę, że jest zdenerwowany i to zdenerwowanie przełożyło się też na seks. A miało być tak pięknie. Nie powiem, żebym i sama się wówczas nie denerwowała, nie czuła skrępowania itd. To było moje pierwsze tego typu spotkanie i niestety okazało się porażką. Oboje to zgodnie stwierdziliśmy tuż po spotkaniu.
Na tym ta znajomość się zakończyła.
Czy miałam wyrzuty sumienia? Nie, zawsze powtarzam, że sumienie mam czyste, nieużywane.
Już wtedy byłam zdania, że seks bez uczuć to tylko seks. Zdrada pojawia się gdy pojawia się zaangażowanie emocjonalne. A tu tego nie było, tak jak nie było w przypadku kilkunastu kolejnych spotkań. To zabawne, że moje rozmowy na Tinderze wyglądały niemal zawsze tak samo. Mój słownik sam podpowiadał mi co mam pisać.
Spotykałam się z różnymi mężczyznami, unikałam singli bo obawiałam się zaangażowania z ich strony, ale znacznie później zmieniłam zdanie. Nie każde spotkanie kończyło się seksem w aucie, ale takie też mam za sobą. Jednak to chyba nie dla mnie. Zbyt mała powierzchnia, brak komfortu, pośpiech. To nie jest coś co dawało by mi upragnioną satysfakcję.
Kolejna dłuższa, nie jednorazowa znajomość z przystojnym, bardzo zabawnym, żonatym mężczyzną, który chciał i wprowadził mnie w świat BDSM. Raczej tego soft BDSM. I nie powiem, żeby mi się nie spodobało. To taka miła odmiana gdy to ktoś dominuje Ciebie a nie Ty jego. Kupował zabawki, dilda, uprzęże które do dziś zalegają na dnie mojej szafy. Spotkaliśmy się kilkukrotnie i pewnie trwało by to dłużej gdyby jego żona nie znalazła i niego na telefonie filmiku, który nagrał na jednym z naszych spotkań. Na szczęście na filmiku nie było naszych twarzy więc jakoś się tam wytłumaczył, ale mi nie odpowiadało to ryzyko.
Zapytacie, a co z tymi "biednymi", zdradzanymi kobietami, żonami?!
Z mojej strony absolutnie nic im nie groziło, to był tylko niezobowiązujący seks. Lepszy, gorszy, ale to tylko seks.
W styczniu 2018 poznałam kogoś o kim chcę napisać więcej, bo chyba już nigdy w życiu nie przeżyje czegoś takiego. Ale M. zasługuje na więcej niż jeden wpis tym bardziej, że do dnia dzisiejszego nie odpuścił chociaż ciągle twierdzi, że nic nie czuje do mnie.